niedziela, 3 sierpnia 2014

Przyczynek do teorii suicydologicznej.

Warto poświęcić parę słów zagadnieniu samobójstwa. Po pierwsze dlatego że jest to rzecz niecodzienna; po drugie, taki akt jest transcendentny wobec wszelkiej logiki rządzącej kulturą. Samobójstwo unieważnia przykładowe sądy, że należy walczyć z chorobą, nie chcieć wojny, wspierać słabszych, innymi słowy minimalizować zło, gdyż jeżeli uznać iż życie ma tak małą wartość, że nie warto go podtrzymywać, to niemożliwe staje się prawienie o celach społecznych. Dlatego w dyskursie nie ma miejsca na podejście suicydalne, co najwyżej opisuje się ze zdumieniem poszczególne przypadki, bez prawdziwego wczucia. Dlatego też osoby o nastawieniu presuicydalnym milczą, choć faktycznie częściej milczenie jest przyczyną tej decyzji, niż skutkiem. Owszem, samobójca, pomijając gnostyków, zdaje sobie sprawę że życie w ogólności jest radosne, a tylko niektóre jego egzemplifikacje okazują się wybrakowane. Jednak trudno udawać że deklarowane wokół lęki, nadzieje, zmartwienia, są przez niego/nią współdzielone, że może się z nimi utożsamić, a to już wiedzie do izolacji, która wtórnie potwierdza rzekomą słuszność dokonanego wyboru. Rozwiązaniem połowicznym byłoby utworzenie ‘sali samobójców’, gdzie jednostki takie dałyby upust ciążącym myślom i wymieniały coraz to nowymi metaforami czy utworami opisującymi odejście (wyrażenie samo metaforyczne). Jednak w takiej hipotetycznej wspólnocie, gdzie każdy z odmiennych powodów pożąda tego samego, dochodzi do intersubiektywizacji impulsu, który wydawał się unikalny, skrajnie wyjątkowy w negatywnym sensie, lecz uważany za ostatnią wyróżniającą od obcego tłumu cechę. Przeto samobójcy nie stowarzyszają się, a i trudno wyobrazić sobie ich związek domagający się więcej praw od ustawodawcy. Szybko by się zresztą wyludnił, a i zarząd musiałby być wciąż uzupełniany.
Jedyny obowiązek moralny samobójcy to pozostawić list, który de facto jest usiłowaniem załagodzenia dysonansu między wspomnianą już logiką kultury, a tym co się stało. Niektórzy tego listu nie zostawiają, bo nie miałby kto go przeczytać, lub nie uważają za możliwe załagodzenie czegoś co następuje na przekór tysiącom lat starań ludzkości o przetrwanie, kolejnego dnia, kolejnego roku. O tym jak rozbieżne są zapatrywania suicydalne i dyskurs kultury, świadczą spodziewane reakcje na nagabywania tych ‘normalnych’: – „nie wiesz że drugi raz już się nie urodzisz?” – „to chyba dobrze, prawda? jeśli drugi raz miałby być taki sam.”, lub: – „sprawisz ból najbliższym.” – „pozostając tu również”. Czy też podtytuł portalu oferującego pomoc: „póki nie jest za późno”. Sęk w tym, że w myśleniu takiej osoby, które być może krzywdząco określa się jako tunelowe, ‘za późno’ jest jeszcze długo przed samym wydarzeniem, robi to głównie dlatego że jest już za późno.
Nie wiadomo nawet czy smucić się po odejściu samobójcy, przecież dokonał czegoś co uważał za dobre i potrzebne. Jeżeli już, to smucić należy się nad jego życiem, a nie śmiercią; życiem które okazało się ponad wytrzymałość ludzką; są te akty jawnym zaprzeczeniem tezy, że Bóg nie nakłada na człowieka ciężarów ponad jego miarę.