Wchodzę do przedziału w pociągu, bo w tajemniczej loterii
Kolei Państwowej przypadło mi miejsce 55 w wagonie 13. Powiedziałem „dzień
dobry”, ale tak cicho, żeby nikt nie odpowiedział. Ciemno, zaduch mimo
otwartego okna. Ciężko określić czy ładnie czy brzydko pachnie, a ja pomyślałem
„śmierdzi ludźmi”. Śpiąca kobieta o znoszonej twarzy przykryta kurtką i
czterech mężczyzn ubranych w przaśnym marketowym typie. Jeden, starszy, stoi
przy otwartym oknie. Słychać pseudouprzejmy żeński głos zapowiadający pociąg, a
on mówi „My za pięć godzin jesteśmy.” Mężczyzna w słuchawkach wyciąga palce i
liczy kolejno – doliczył do czterech, po czym spojrzał na mnie porozumiewawczo,
że tamten przesadził, że za cztery. Ten przy oknie widocznie zobaczył zegar,
bo powiedział: – Moja trzecia żona za półtorej godziny obudzi się na kawę – po
chwili dodał – Na kawę.
Trzeci typ, co siedzi przy oknie, z tatuażykiem na dłoni, tego bym najprędzej
podejrzewał o wyjście z więzienia. Gapił się i klikał na telefonie. Starszy
próbował przywrócić normalność, powiedział: – Gdzie ty tak dzwonisz… – On
odrzekł – Ja siedze na fejzbuku – w moim umyśle kilka razy powtórzyło się
„zbuku, zbuku…” Jeszcze nie odjeżdżaliśmy, a ja zapytałem siebie „czego tak
wypatruje przez to okno ten typowy Polak..” Chyba jestem uprzedzony, bo wziąłem
ich wszystkich za typowych Polaków.
Boże, w czasie gdy to piszę w notesiku, z pamięci krótkotrwałej, stary, gdy
wracał z papierosa, położył dłoń na mojej torbie i zapytał po chwili: – Co ty
tak piszesz, wiersze? – mówię ostrożnie: – Niee… – A co, książkę? – odpowiadam: – Już prędzej – chociaż wiersze i tak są
wydawane w książkach. Po chwili, widać że go coś frapuje, pyta: – A można
wiedzieć o czym? – Tu na sekundę doznałem pustki w głowie, powiedziałem że co
tam sobie przypomnę, bo przecież nie powiem że piszę o nich. On wyczuł, że to
ogólnikowe, rzekł: – Ale żeś mi powiedział. – Mi zrobiło się głupio, że go
obcesowo potraktowałem. Dodałem, że piszę coś na studia, bo przerwa świąteczna,
ale pracować trzeba. Chyba to go tak frapowało, bo powiedział, że chciałby mieć
takiego syna. Poczułem niechęć, a on kontynuował: – Moje mongoły tylko
technikum kończą. – a chodziło prawdopodobnie o jego dzieci. Przedstawił się:
Mirek.
Tak to przebiegło, a teraz wracam do notowania z pamięci krótkotrwałej (trzęsie
w pociągu, a na dworcu Warszawa Centralna, PKP życzyło z okazji świąt
wszystkiego dobrego i pozytywnych wibracji). Spojrzałem na tego w
słuchawkach, o fizjonomii jakby lekko zajęcza warga, siedział tak oparty, że
trudno było zgadnąć, czy słucha czegoś relaksującego, czy pobudzającego.
Przypomniałem sobie słowa z wiersza, że śmierć siedzi z słuchawkami na uszach w
wagonie dla palących. Śmierć jest nieoczekiwana, ale aż tak by się chyba nie
zbłaźniła. Tymczasem stary usiadł i z tym z telefonem otworzył piwo. Gdy
popatrzyłem, przekręcił puszkę w ręce tak, by było widać napis Żubr, jakby ktoś
go o to prosił, albo jakby chciał pokazać, że nie pije piwa bez nazwy. Wtedy
poszli na papierosa, a jak wracali, to był ten moment zdania : „Boże…”
Dalej
rozmowa potoczyła się wartko, a gdy protagonista (czyli starszy) dowiedział
się, że studiuję filozofię, zaczęła się przedziwna rywalizacja między nią, a
jego dziedziną, to znaczy murarstwem. Pytał mnie, czy zbuduję dom. Bo on
zbuduje. Odpowiedziałem, że najmę ludzi, a on zareagował uśmiechem promiennym,
jakby już zwietrzył zlecenie. Dalej mówił, że mógłby jakoś super komplikować
zdania, ale po co. On mówi prosto. Gdy chciałem wyjść z przedziału na korytarz,
zatrzymał mnie, bo miał do mnie jedno pytanie. Pytanie wybrzmiało. Czym jest
kobieta. Ale tak filozoficznie. /Myślę sobie, to miłe, że dla niektórych
filozof to ten co sądzi żywych i umarłych./ Najpierw stwierdziłem, że
filozofia nie daje łatwych odpowiedzi. To ich rozgrzało, uśmiechnęli się jak
dzieci. Dałem przyzwoity wywód, rzeczywiście dość złożony, ale on już machał
ręką, że nie, że to nie tak. Wyglądało jakby po drugim zdaniu przestał
rozumieć. Cóż, to chyba wyjaśnia dlaczego za znawcę metafizyki w szerokich
kołach uchodzi Poelo Caulho. Dobra, jeżeli nie ma być dogłębnie, to będzie
przynajmniej ostro. Rzekłem, spodziewając się określonych reakcji u tych
seksistowskich istot.: – Kobiety nie powinny być dyskryminowane. – odchylili
się, a stary rzekł: – Tak? A co powiesz o tych, sześciolatkach co mają iść do
szkoły? – sam już nie wiem, czy tam był jakiś związek logiczny lub
skojarzeniowy. Ja o sześciolatkach mam blade pojęcie, już prędzej o pięcio-, lub siedmiolatkach. Wtrąciła się kobieta, zdjąwszy z siebie kurtkę. Okazała
się bardziej Matką Polką niż ktokolwiek był przypuszczał. Mówiła zdaniami
prostymi, ale w zupełnie innym sensie niż Mirek; tak jak dwaj poeci są wzniośli
w innym stylu, i kto wie czy zboczeniem języka nie jest nazywanie ich tym samym
mianem.
Z sześciolatków rozmowa zeszła na Wałęsę, Rosjan i kilka innych rzeczy,
a ja za każdym razem byłem proszony o filozoficzny komentarz (z wyraźnym
podkreśleniem: „A ty jako filozof, co byś powiedział…?”). Dowiedziałem
się, że Mirek murował apartamenty w Moskwie, dla mafii, bo dla kogo innego.
Pytam się czy w Moskwie faktycznie takie korki są. Odpowiedział, że masa tam
jest pomników Stalina, i w metrze jak się wchodzi to jest napisane <udawany rosyjski, Stalin>.
Poprawiłem, że może Lenina, bo myślałem, że po Chruszczowie to może już
tak nie wypada Stalinów trzymać. Odrzekł: – Leninów też jest dużo.
Zerknąłem na tego z telefonem. Bo rozgrzewce na fejzbugu oglądał gołe laski.
Wyglądał niczym maharadża, wpatrywał się w dwucalowy ekranik okiem znawcy.
Pewnie już z nawyku to robił – on i telefon, w komitywie dla zawładnięcia
kobiecością.
Cały czas z resztą gadaliśmy, a ja w pewnym momencie zamilkłem. Mirek pyta: – I
co… już ci się tematy skończyły? – mając intuicję, że filozof to nie jest ten, któremu
kończą się tematy. Odpowiedziałem, że nie, tylko zastanawiam się czy się
przespać. Mirek mówi: – Gdzie tam nie śpij. – Ten w słuchawkach: – Po co spać,
nie śpij.
Następnym razem też wybiorę pociąg.