Warto poświęcić parę słów zagadnieniu samobójstwa. Po
pierwsze dlatego że jest to rzecz niecodzienna; po drugie, taki akt jest
transcendentny wobec wszelkiej logiki rządzącej kulturą. Samobójstwo unieważnia
przykładowe sądy, że należy walczyć z chorobą, nie chcieć wojny, wspierać
słabszych, innymi słowy minimalizować zło, gdyż jeżeli uznać iż życie ma tak
małą wartość, że nie warto go podtrzymywać, to niemożliwe staje się prawienie o
celach społecznych. Dlatego w dyskursie nie ma miejsca na podejście suicydalne,
co najwyżej opisuje się ze zdumieniem poszczególne przypadki, bez prawdziwego
wczucia. Dlatego też osoby o nastawieniu presuicydalnym milczą, choć faktycznie
częściej milczenie jest przyczyną tej decyzji, niż skutkiem. Owszem, samobójca,
pomijając gnostyków, zdaje sobie sprawę że życie w ogólności jest radosne, a
tylko niektóre jego egzemplifikacje okazują się wybrakowane. Jednak trudno
udawać że deklarowane wokół lęki, nadzieje, zmartwienia, są przez niego/nią
współdzielone, że może się z nimi utożsamić, a to już wiedzie do izolacji,
która wtórnie potwierdza rzekomą słuszność dokonanego wyboru. Rozwiązaniem połowicznym
byłoby utworzenie ‘sali samobójców’, gdzie jednostki takie dałyby upust
ciążącym myślom i wymieniały coraz to nowymi metaforami czy utworami
opisującymi odejście (wyrażenie samo metaforyczne). Jednak w takiej
hipotetycznej wspólnocie, gdzie każdy z odmiennych powodów pożąda tego samego,
dochodzi do intersubiektywizacji impulsu, który wydawał się unikalny, skrajnie
wyjątkowy w negatywnym sensie, lecz uważany za ostatnią wyróżniającą od obcego
tłumu cechę. Przeto samobójcy nie stowarzyszają się, a i trudno wyobrazić sobie
ich związek domagający się więcej praw od ustawodawcy. Szybko by się zresztą
wyludnił, a i zarząd musiałby być wciąż uzupełniany.
Jedyny obowiązek moralny samobójcy to pozostawić list, który de facto jest
usiłowaniem załagodzenia dysonansu między wspomnianą już logiką kultury, a tym
co się stało. Niektórzy tego listu nie zostawiają, bo nie miałby kto go przeczytać,
lub nie uważają za możliwe załagodzenie czegoś co następuje na przekór tysiącom
lat starań ludzkości o przetrwanie, kolejnego dnia, kolejnego roku. O tym jak
rozbieżne są zapatrywania suicydalne i dyskurs kultury, świadczą spodziewane
reakcje na nagabywania tych ‘normalnych’: – „nie wiesz że drugi raz już się nie
urodzisz?” – „to chyba dobrze, prawda? jeśli drugi raz miałby być taki sam.”, lub:
– „sprawisz ból najbliższym.” – „pozostając tu również”. Czy też podtytuł
portalu oferującego pomoc: „póki nie jest za późno”. Sęk w tym, że w myśleniu
takiej osoby, które być może krzywdząco określa się jako tunelowe, ‘za późno’
jest jeszcze długo przed samym wydarzeniem, robi to głównie dlatego że jest już za późno.
Nie wiadomo nawet czy smucić się po odejściu samobójcy, przecież dokonał czegoś
co uważał za dobre i potrzebne. Jeżeli już, to smucić należy się nad jego
życiem, a nie śmiercią; życiem które okazało się ponad wytrzymałość ludzką; są
te akty jawnym zaprzeczeniem tezy, że Bóg nie nakłada na człowieka ciężarów
ponad jego miarę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz